Samo słowo "curry", jak można się domyślać, zostało stworzone i jest używane na potrzeby ludzi "zachodu". Określane tym mianem są różne mieszanki przypraw (np. popularny u nas żółty proszek curry) oraz dania przypominające z wyglądu gulasz. Nazwę stworzyli brytyjscy koloniści okupujący Indie, przekształcając wyraz "kari" (z języka tamilskiego "sos"). Tym samym, mianem curry określa się u nas różne potrawy wywodzące się z Indii, Tajlandii, Sri Lanki i innych krajów Azji południowo-wschodniej. Jeżeli, ktoś jest zainteresowany bardziej szczegółową historią i chce poznać więcej przepisów na tajskie i indyjskie curry, polecam stronę chickencurryrecipes.net.
Mój przepis na curry jest kombinacją kilku, które miałem okazję poznać. W założeniu ma przypominać danie, które jadłem pierwszy raz w pewnej restauracji w Berlinie. Ciężko mi powiedzieć, czy udało mi się zbliżyć do tamtego smaku - wtedy powaliło mnie na kolana. Był to jednak pierwszy raz i jak wiadomo pierwsze doznania są zwykle najmocniejsze. Zaznaczę jeszcze, że choć niektóre składniki na pierwszy rzut oka mogą brzmieć zupełnie obco, to nie są wcale takie trudne do zdobycia, a przygotowanie całego dania jest stosunkowo łatwe.
Składniki
(na 4 porcje)
- 2 filety z kurczaka
- czerwona pasta curry
- 2 puszki mleka kokosowego (2 x 400ml)
- 1 cebula
- 2 ząbki czosnku
- 3 łyżki sosu rybnego
- trawa cytrynowa
- 2 łyżki oleju arachidowego (lub innego)
- 3 liście limonki kaffir (lub sok z 1/2 limonki)
- 2 łyżki oleju arachidowego (lub innego)
- 3 liście limonki kaffir (lub sok z 1/2 limonki)
- 1 łyżka startego imbiru
- 1 łyżka brązowego cukru
- puszka mini-kukurydzy
- puszka mini-kukurydzy
- mała cukinia
- 100g niesolonych orzeszków ziemnych
Uwagi do kluczowych składników
Pasta curry - celowo nie podałem, ile jej trzeba użyć, gdyż wszystko zależy od tego jaką pastę posiadamy. Można kupić coś z serii "tao-tao", "blue dragon" itp., ale trzeba liczyć się z tym, że są to produkty przygotowywane pod "nasze" podniebienia i niekoniecznie najlepsze jakościowo. Warto zatem poszukać czegoś bardziej oryginalnego w sklepie pod hasłem "kuchnie świata". Tutaj z kolei trzeba być bardzo ostrożnym. O ile pasty typu 'tao-tao" można dać śmiało 3 łyżki, o tyle 1 łyżeczka "prawdziwej" pasty curry może spowodować, że danie będzie nie dla wszystkich jadalne. Osobiście udało mi się już kilkukrotnie w ten sposób przygotować curry, które zmuszony byłem potem spożywać w samotności, ocierając co chwilę pot z czoła. Nie żeby mi się to nie podobało, ale jeżeli lubicie do posiłku towarzystwo, to lepiej uważać z tą pastą. Jeżeli nie macie pewności, jak ostrą posiadacie, lepiej za pierwszym razem nie przesadzić z ilością. Najwyżej za drugim razem dodać jej więcej. Lepiej zrobić mniej ostre curry, niż później rozcieńczać, co w konsekwencji prowadzi do kiepskich rezultatów.
Trawa cytrynowa - w swoim przepisie Pascal Brodnicki poleca użyć jedną łodygę. Szczerze powiedziawszy nigdy nie używałem świeżej trawy cytrynowej. Sklep, w którym się zaopatruję, sprzedaje bowiem tylko takie paczki po kilkanaście łodyg. Używam zatem albo trawy sproszkowanej albo zmielonej sprzedawanej w słoiczku. Myślę, że obydwa rozwiązania są dobre. Daję zwykle 1-2 łyżeczki.
Liście limonki kaffir, trawa cytrynowa, imbir - fajnie jak mamy te składniki, gdyż wzmacniają skład, ale trzeba sobie też zdać sprawę, że raz już je dodajemy w postaci pasty curry. Jest ona bowiem mieszanką, składającą się ze zmiażdżonych papryczek chilli i innych przypraw. Co wchodzi w jej skład musi być napisane na opakowaniu. Jeżeli zatem nie macie jakiejś przyprawy, a jest ona w paście, można ją w ostateczności pominąć.
Orzeszki ziemne - rozmawiałem kiedyś z Tajką, która prowadziła bar w Polsce i powiedziała mi, że tam, skąd pochodzi, nie dodaje się orzeszków ziemnych do curry. We wspomnianej restauracji w Berlinie jednak były i uważam, że robią tu świetną robotę, zatem szczerze polecam je zastosować. Niektóre przepisy proponują użycie płatków kokosowych.
Sposób przygotowania
- Cebulę, obierz, pokrój w kostkę i zeszklij na rozgrzanym oleju w woku lub na dużej patelni.
- Wyciśnij czosnek i dodaj pastę curry. Smaż ok. 2 minut cały czas energicznie mieszając.
- Wlej mleko kokosowe i cały czas mieszaj, aż pasta się w nim rozpuści.
- Dorzuć liście kaffiru, trawę cytrynową i cukier. Zmniejsz ogień i gotuj ok. 30 min, aż sos ładnie zgęstnieje.
- W między czasie pokrój kurczaka w ok. 2 cm kawałki, a cukinię w niezbyt długie paski.
- Jeżeli nie masz wysokiej patelni to przelej bazę kokosową do głębokiego garnka i dodaj sos rybny, który robi tu jednocześnie za sól, a następnie wrzuć cukinię i odsączoną kukurydzę.
- Gotuj ok. 5 minut, po czym zacznij pojedynczo zanurzać kawałki kurczaka. UWAGA: niektórzy zalecają najpierw podsmażyć filety. Ja uważam, że nie jest to wskazane. Gotowany w curry kurczak będzie wyjątkowo miękki, o ile go nie będziemy gotować zbyt długo. Wystarczy ok. 8-10 minut. Żeby sprawdzić, czy już jest gotowy, najlepiej wyłowić jeden większy kawałek i przekroić. Im dłużej będziemy gotować, tym kurczak będzie twardszy.
- Na koniec wrzucamy pomidory, połowę orzeszków i gotujemy 2 minuty.
- Najlepiej serwować w towarzystwie ryżu lub makaronu ryżowego (może być też sojowy, ale tego osobiście nie lubię).
- W ramach dekoracji posypać resztą orzeszków (można rozdrobnić) i ewentualnie posiekaną kolendrą i/lub krążkami chilli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz